Etatowi tłumacze czasami „dogryzają” freelancerom, że ci wybrali taki sposób zarabiania głównie po to, żeby móc ukryć się przed fiskusem. Przekonanie to jest niestety dość powszechne w społeczeństwie i wykracza daleko poza branżę. Prawdą jest, że jak wszędzie, tu również istnieje spora „szara strefa”. Regułą jest jednak normalne rozliczanie się zarówno ze zleceniodawcami, jak i ze skarbem państwa, najczęściej po prostu z wykorzystaniem umów cywilnoprawnych, zamiast „zwykłych” o pracę.
Nie trzeba pracować na czarno – można spokojnie podpisać umowę
Wiele osób, zaczynając pracę zdalną, zwyczajnie nie orientuje się, co zrobić, żeby prawidłowo i legalnie uzyskiwać dochody. Coraz więcej firm wymaga jednak od tłumacza określonej formy rozliczeń. Jest to po prostu bardziej dla nich opłacalne, choć dla zleceniobiorcy niekoniecznie, dostaje w końcu mniejszy przelew. Przedsiębiorcy jednak chcą podpisywać umowy i to z kilku różnych powodów:
- poświadczenie wydatku na zlecenie jest dla nich kosztem, obniża więc kwotę podatku;
- gwarantuje im to zawsze możliwość wyciągnięcia ewentualnej odpowiedzialności, jeżeli wykonanie będzie, delikatnie mówiąc, odbiegać od założeń;
- honorarium nie trzeba skrzętnie ukrywać w wydatkach firmowych bądź opłacać z prywatnej kieszeni właściciela;
- likwiduje się ryzyko „wpadki” i kontroli skarbowej, będącej zawsze znacznym utrudnieniem pracy.
Jest jeszcze jeden istotny czynnik: informacje o tym, że dane biuro tłumaczeń czy firma z innej branży „zatrudnia na czarno”, dość szybko roznoszą się wśród potencjalnych współpracowników, ale też klientów, pogarszając tym samym opinię takiego „zleceniodawcy”. Tego zaś w obecnych, dość trudnych rynkowo czasach, obawia się większość przedsiębiorców.
Ponieważ istnieje presja ze strony klientów, większość freelancerów, wbrew powszechnej opinii, wcale nie pracuje „w szarej strefie”. Podpisują normalne umowy i rozliczają swoje dochody jak każdy etatowiec.
Możliwości legalnej współpracy jest kilka
Istnieje kilka opcji rozliczania się w ramach pracy zdalnej:
- umowa o pracę – jeżeli tłumacz jest zatrudniony w firmie, a jedynie realizuje swoje zadania przez Internet;
- umowa zlecenia – wykorzystywana rzadko, ponieważ mówi jedynie o dokładaniu należytych starań podczas realizacji zadań, w przekładzie zaś zwykle chodzi bardziej o jakość końcowego dokumentu;
- umowa o dzieło – tutaj już można określić wprost, jaki ma być rezultat podejmowanych przez zleceniobiorcę działań, nieistotne natomiast, jak i kiedy (byle w terminie) zostaną one wykonane;
- jednoosobowa działalność gospodarcza – czasami podejmowana przez tłumaczy mających grono stałych klientów lub jednego dużego, w takiej sytuacji bowiem znacznie upraszcza rozliczenie między zlecającym a wykonawcą.
Każdy tłumacz musi po prostu wybrać preferowaną przez siebie formę rozliczeń. Dobrze jest skonsultować się z księgowym, który potrafi podpowiedzieć, jaka umowa będzie dla danej osoby najlepsza.
Najkorzystniej zazwyczaj wypada umowa o dzieło
Najczęściej podpisywana jest umowa o dzieło – zwana też „umową rezultatu”. W przypadku tłumaczeń najlepiej pasuje ona po prostu do charakteru współpracy. Określa się konkretny efekt, czyli rzetelny i zgodny ze sztuką przekład określonego dokumentu, nie wnika się natomiast w metody realizacji ustalonego celu.
Plusy umowy o dzieło:
- samodzielność działania – brak kierownictwa wyznaczającego metody pracy;
- realizacja zleceń w dowodnym czasie i miejscu;
- pracownik nie ponosi żadnych kosztów w związku z zawarciem tego typu umowy;
- obie strony deklarują pewne wzajemne zobowiązania, które można egzekwować na podstawie przepisów Kodeksu cywilnego.
Minusy umowy o dzieło:
- zleceniobiorca nie podlega standardowym ubezpieczeniom: chorobowemu, zdrowotnemu, emerytalnemu, wypadkowemu, rentowemu;
- nawet wiele dni pracy może się okazać straconymi, jeżeli mimo wszelkich starań nie uzyska się wymaganego rezultatu – w tej formie rozliczeń nie jest ważne, jak dużo czasu i wysiłku włożonych zostało w realizację zadań, liczy się tylko efekt;
- nie jest traktowana poważnie przez banki i instytucje finansowe, raczej domniemywa się, że współpraca ma charakter tymczasowy.
Każda forma rozliczeń będzie oczywiście mieć zalety oraz wady, zarówno dla freelancera, jak i dla jego zleceniodawcy. Naprawdę jednak lepiej jest wybrać którąś z legalnych, niż pracować „na czarno”. To ostatnie nie daje nam kompletnie żadnych praw, a i samą obietnicę zapłaty za wykonane zadania może być ciężko udowodnić i wyegzekwować.
Mam na imię Andrzej i jestem urodzonym kaliszaninem. Od 2 lat jednak mieszkam we Wrocławiu, gdzie pracuję w dużej firmie informatycznej. Moją pasją od dziecka było pisanie oraz języki obce. Dziś swoją fascynację łączę z pracą, która bardzo lubię za elastyczność i możliwości rozwoju. Dzięki temu dobrze wiem, jak przełożyć teorię na praktykę. Z przyjemnością podzielę się z Wami swoją wiedzą i spostrzeżeniami na różne tematy. Po pracy chętnie spędzam wolny czas na wyprawach w góry albo na wycieczkach rowerowych.